Mój mąż szybko zrozumiał, że jeśli jestem rozdrażniona / zgaszona / smutna / zdenerwowana*, należy mnie zabrać na spacer. Bez względu na porę dnia i pogodę. Jak się szybko przekonał, nigdy nie odmawiam spacerów. Zarówno tych porannych, sobotnich połączonych z kawą w małej kafejce lub zakupami na targu warzywnym, jak i tych wieczornych trwających 5-10 minut (tzw. spacer "wkoło bloku").
Pomagają zawsze. Łagodzą atmosferę, wyciszają bądź dodają energii. I zawsze służą komunikacji. Cudownie się podczas nich rozmawia. Bycie ze sobą, bardziej przypominające "patrzenie w jednym kierunku", niż "patrzenie na siebie" (zdecydowanie bardziej twórcze).
Druga kategoria to spacery samotne. Takie bez pośpiechu. Przyglądanie się miastu. Odkrywanie nowych uliczek. Łapanie słońca. Cudowne podczas każdej pory roku. Polecam szczególnie te poranne, o świcie.
*wybrać właściwe
A więc oto:
Recepta nr 2 na brak energii i kiepski humor
Co? SPACER (w dowolne miejsce, liczą się te wokół domu, jak i te długie po lesie)Ilość potrzebnego czasu? od 5 minut do kilku godzin
Potrzebne pieniądze? Nie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz