To był dobry tydzień. Z siłownią, z wieczornym spotkaniem ze znajomymi, z nocnym spacerem po zasypanym śniegiem parku. Napisałam kilka zaległych listów (jeden taki o kilka lat "zaległy"...). Odwiedziło nas kilkoro dobrych ludzi. A ktoś nawet upiekł dla nas przecudne kruche ciasto. I jeszcze dziś rano rozkoszowałam się ciszą, kawą i domowym ciastem. "Jak cudownie" myślałam (dumna z realizacji moich postanowień...).
A potem z godziny na godzinę humor mi się psuł, Mały marudził ponadprzeciętnie, przestałam ogarniać świat i własne samopoczucie. Wieczorem miałam wszystkiego dość. I pewnie taka rozczarowana poszłabym spać, ale uświadomiłam sobie, że to taki PSTRYCZEK W NOS z góry.
To przychodzi zwykle po tym, jak się nam wydaje, że wszystko jest w naszych rękach. Nagle zadowolenie znika... Życie przełamuje się w nas i to, co dotąd radowało, przestaje cieszyć (S. Chwin, Esther). Tym cytatem mój ukochany Szymik zaczął wiersz. Bardzo prawdziwy wiersz.
Jerzy Szymik
PrzeczucieLecz w jakiej chwili życie przełamuje się w nas i to, co dotąd radowało, przestaje cieszyć?
S. Chwin, EstherO tym pisał późny Pasierb wielokrotnie:
o zszarzałych barwach - lasu, swetrów, konwalii, oczu -
pod jesień, po tamtej, przełamanej chwili.
Czyżby to było przeczucie wieczności?
Czyli że doczesność wyczerpuje się i płowieje
po to, by rosła tęsknota za nieziemską miseczką kolorów? Lublin - Pszów, maj 2000 r. - grudzień 2002 r.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz