1 kwi 2014

Ostanio, gdy muszę wybierać między białym a czarnym, wybieram zielone...


Stało się. Wiosna robi swoje. Oto przyszedł dzień, kiedy mogę się wybrać z Malutkim na spacer po pracy, czyli w okolicach 17.30 i jest całkiem przyjemnie. Dziś M. dwukrotnie oprotestował wychodzenie z obcych budynków - najpierw byliśmy w szkole językowej po książkę, a potem w kościele (tutaj już weszłam na jego "prośbę", bo przez dobrą minutę wskazywał na kościół wydając ponaglające dźwięki). Żądnej z instytucji nie chciał opuszczać, a że w kościele trwała msza, postanowiłam go zabrać.. do knajpy.

Piłam kawę, a Maciek... zajmował się sobą. Układał domino, potem szachy, następnie statki... Ludzie się trochę dziwnie patrzyli. A ja poczułam ten cudowny dreszcz poznawania nowych miejsc i wykonywania niecodziennych czynności. Zresztą nie po raz pierwszy dzisiejszego dnia...

Czas zupełnie na przekór. Nieprzypominający wtorkowego popołudnia. Który nie ma nic wspólnego z dniem w środku tygodnia.




1 komentarz:

  1. Czy to aby nie w Cafe Południe zrobione...? Znam to miejsce tylko ze zdjęć, więc na zdjęciu (!) wygląda znajomo ;) Skoro Maciek już chadza po knajpach, to proponuję poszerzyć grono następnym razem ;)

    OdpowiedzUsuń