26 gru 2015

Plan minimum, czyli dlaczego nie zawsze sięgamy nieba

Kilka dni temu rozpoczęła się zima (przynajmniej na papierze, a właściwie w kalendarzu). Kilka dni temu zaczęło też przybywać dnia. I na dodatek Boże Narodzenie! A tu jeszcze nadchodzi Nowy Rok. Nie ma lepszego moment na zrobienie porządku w głowie.

Przydałby się dobry plan. Intensywna jesień tak mnie wykończyła, że cały grudzień choruję. Nigdy jeszcze przeziębienie nie trwało tak długo. Nie biegam, nie piszę, nie myślę, nie ćwiczę, nie czytam, nie modlę się. Paskudnie wegetuję. Co mam na swoje usprawiedliwienie?  Starałam się być przyzwoitą matką, żoną i pracownikiem. I w miarę przyzwoitym człowiekiem. Grudniowy plan minimum. A styczeń?

26.12.2015


styczeń
jak otwarta karta
będę patrzyć w niebo
i kochać...
siebie
was
ich
...
szukać
siać
wierzyć








2 komentarze:

  1. Widzę, że u Ciebie jest bardzo podobnie jak u mnie. Choruję... najpierw był katar, a teraz to już chyba zatoki. Nie było śpiewania kolęd, bo chora ja. Trudno było przygotować dom i potrawy, bo sił brakowało. Doskonale Cię rozumiem. Też myślę już o Nowym Roku. Życzę Tobie samych szczęśliwych chwil !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ula, trzymaj się ciepło. Z tymi zatokami nie ma żartów... U mnie ciągnęło się miesiąc. Trzymam kciuki, życzę sił i zdrowia!

    OdpowiedzUsuń