I znów nas zasypało. Połowa marca? Śnieg, wiatr i zaspy. Przebiśniegi znów schowały się pod białym puchem. A zapowiadała się już wiosna. Właściwie miałam zamiar narzekać, ale się powstrzymam. Zamiast tego proponuję zdjęcie zimowego krajobrazu (pewnie już po raz ostatni w tym sezonie) i całkiem niezły cytat.
Dziś będzie o porach roku:
1. Dawniej rytm życia wyznaczały pory roku... i chyba żyło się całkiem nieźle, a na pewno wolniej, bez niepotrzebnego stresu.
2. Do niedawna wydawało mi się głupie, że tak przeżywam zmiany pór roku. Wczesną wiosną przynosiłam gałęzie forsycji i czekałam aż zakwitną na żółto, sadziłam w doniczkach tulipany, zimą koniecznie musiałam mieć w domu pachnący zielony świerk, a jesień bez wyprawy na grzyby wydawała się nijaka. Trochę poczytałam na ten temat i... i dziś daję sobie to tego pełne prawo!!! Wygląda na to, że moja letnia hodowla pomidorów koktajlowych na balkonie mogła mieć wymiar terapeutyczny:-).
3. Gdzie, jeśli nie w naturze możemy znaleźć stabilne prawa, jedność i piękno???
4. To cudowne, że życie ma pewien rytm, powtarzalność. Już od dawna np. tworzę swój własny "kalendarz wieloletni">>.
Tak więc od dziś będę podwójnie dbać o to, aby mieszkanie choć trochę nawiązywało do aktualnej pory roku. Taki marcowy bukiet tulipanów (...).
Ps.1. Zdjęcia publikowane na blogu są nasze, rodzinne. Nie ma szans, aby wszystkie wywołać, dlatego pomyślałam, że wykorzystam je tutaj. Budzą dobrze wspomnienia, więc dlaczego je przechowywać w zakurzonych czeluściach pamięci komputera.
Ps.2. Zdjęcie z bacówki w Nowym Targu. Rok 2008.
Patrząc za okno mam ochotę ubrać grubszy sweter i zejść do piwnicy po choinkę :)
OdpowiedzUsuńKażda pora roku ma dobre i bardzo dobre strony. Najlepszą porą roku jest dla mnie wrzesień! a pomidory mogłabym hodować na balkonie, ale niestety na zasadzie obcowania z nimi jedynie poprzez zmysł węchu - na spożywanie mam alergię :(
Może kiedyś uda się zaszyć w jakimś małym domku i znów żyć zgodnie z cyklem natury?
To może zamiast pomidorow jakieś poziomki balkonowe???
UsuńJa przestałam marzyć (tymczasowo) o przeprowadzce na wieś... okazało się, że z małym dzieckiem duzo wygodniej jest mieszkać nad biblioteką, piekarnią i obok przychodni zdrowia.. A i do cyklu natury chyba nie powrocimy już.... Dlatego trzeba robić to, co się da w tych miejskich warunkach. Gdzieś czytałam np.że na dachach budynków w mieście hoduje się pszczoły... Pewnie mniej ekologiczny taki miód, ale pomysł super!
ja zawiesiłam w oknie salonu wściekle różowe zasłony, na parapecie postawiłam bukier różowych kwiatów w różowym metalowym wiaderku, do tego w kuchni 4 doniczki prymulek (każda w innym kolorze - i prymulka i doniczka) plus wychodowany przez Amele w przedszkolu żonkil! Jakoś trzeba sobie samemu tą wiosnę do domu zaprosić jak po dobroci sama nie chce przyjść.
OdpowiedzUsuńA zdziwione miny przechodzących sąsiadów na widok moich zasłon już przestałam zauważać ;)
ps. wielki buziak za wczorajszego maila - przyszedł w momencie kiedy byłam bliska płaczu i bardzo mi pomógł się pozbierać :*
Jesteś moją boginią domową. Powinnaś dostać order za dbanie o ognisko domowe (cudownie wspominam pobyt u Was). Ja mam na razie tylko pęk goździków w kolorze fuksji :-).
UsuńPs. Kinia, ten mail był z potrzeby serca. Ciągle mi ten temat chodził po głowie, właściwie dalej chodzi.... Tyle chciałabym powiedzieć, zapytać...
My tutaj w USa mamy takie bardzo charakterystyczne swieta zwiazane z porami roku: Labor Day, w konu maja to jakby poczatek lata, wyjazd na plaze. Independence Day w lipcu, pelbia lat, grillowanie, spotkania w ogrodach, potem Memorial Day, poczatek jesienie , Haloween, Thankgiving, jesien, dynie. No i Christmas - zima. Moze dlatego ze tutaj te pory roiku nie sa tak wyraznie znaczone kalendarzem chrzescijankim, te swieta panstwowe daja taka cyklicznosc....Ja tez ostatnio zaczelam kupowac kwiaty do domu...czas na tulipany:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to jest potrzebne. Ułatwia porządkowanie rzeczywistości, a przede wszystkim daje okazję do świętowania codziennych dni. Rozmarzyłam się!!!
Usuń