31 sty 2014

"Nie pojadę na Kilimandżaro i nie będę mieć mercedesa", czyli o tym ile dzieci powienien mieć katolik

Zanim przejdę do tematu dzieci, zacznę prozaicznie. O odpoczywaniu.

W tym tygodniu wylądowałam na zwolnieniu. Właściwie wylądowałam to złe słowo. Świadomie i dobrowolnie poszłam do lekarza, bo odkąd Mały jest w żłobku, to ciągle jestem przeziębiona (na zmianę gardło, głowa, kaszel i inne dziwne przypadłości). I pan doktor powiedział - ODPOCZNIJ. Dostałam zwolnienie i zestaw leków za 120 zł. Za mną trzy spokojne dni. Mały chodził do żłobka. Jest zdrowy i pobił właśnie swój rekord - 8 dni w miesiącu w żłobku. Sukces. A ja odpoczywałam. Niesamowita rzecz! I jednocześnie trudne doświadczenie, bo jak tu odpoczywać, kiedy dziecko w żłobku, dom wymaga posprzątania, firmowa skrzynka pocztowa pełna, a Internet kusi...

Prawie się udało. Choć oczywiście nie powstrzymałam się od odpowiedzi na kilka maili z pracy, od zakupów na allegro, upieczenia ciasta marchewkowego i zasadzenia bazylii...

Teraz do rzeczy. Przeczytałam dziś na Deonie artykuł "Czy katolik musi mieć dużo dzieci?". Spodziewałam się tekstu o wolności wyboru, o tym, że zmienia się świat, że jedno dziecko to też dobra decyzja, że katolik może świadomie planować rodzinę... Trafiłam natomiast na takie fragmenty:
  • Dwa to nie tylko zmiana ilości, lecz jakości (dziecko bez słów dowiaduje się, że nie jestem pępkiem świata), ale jednak dopiero trzy to rodzeństwo. A przecież chcemy, aby nasze dziecko było szczęśliwe, a jak być szczęśliwym bez rodzeństwa?
  • Mieć więcej lub mniej dzieci, to nie jest kwestia jakiejś powinności, zakazów lub nakazów, to pytanie o zaufanie Jezusowi, podjęcie ryzyka, rzucenie wszystkiego na jedną szalę. Dlatego pytanie, czy "muszę chcieć mieć dużo dzieci", nie jest chyba tutaj najwłaściwsze. To chcenie lub niechcenie zależy od tego, kim jest dla mnie Jezus i czy mam odwagę zaryzykować porzucić swoje plany oraz kalkulacje i pójść za Nim? Czy jestem w stanie zrezygnować z realizacji siebie, kariery, wakacji, hobby i wielu innych przyjemności, żeby wybrać życie według projektu Jezusa?  

 I choć podświadomie czuję, że to może być prawda, to coś się we mnie buntuje przeciwko stawianiu sprawy w ten sposób. Czy nie za dużo tutaj "rzucania wszystkiego na jedną szalę"? Czy to jest takie proste? Co to jest "życie według projektu Jezusa"?

Za jedno zdanie dziękuję autorowi. Czym mamy więcej dzieci, tym więcej naszego życia oddajemy, tym więcej go tracimy. Po prostu tracimy. Bo o tym trzeba mówić głośno. Ani małżeństwo, ani macierzyństwo / ojcostwo nie jest łatwe.

Tak, to prawda, że jeśli będę mieć więcej niż dwoje dzieci stracę swoje życie. Nie pojadę na Kilimandżaro, być może nie napiszę doktoratu i nie będę mieć mercedesa, którym mógłbym jeździć do swojej willi nad jeziorem. Czym więcej dzieci, tym mniej szans zachować życie dla siebie. Gromadka dzieci nie da nam wytchnienia, wyciśnie z nas ostatnie soki. Jak młodzieniec z przypowieści stoimy przed wyborem, którego nikt za nas nie może dokonać.

I na tym zakończę. Bo gdzieś tutaj gubię się sama.



Ps. Tym razem zdjęcie bez cytatu :-). Zrobione nad morzem dwa lata temu. Byłam wtedy w piątym miesiącu ciąży.




3 komentarze:

  1. Katarzyna, czy ja już wspominałam o tym, że uwielbiam Cię czytać...? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze, że KTOŚ mnie czyta! Ja tego naprawdę potrzebuję... :-)

      Usuń
    2. Czyta, czyta... :) A przy tym docenia Twoją otwartość i prostolinijność w mówieniu o sprawach trudnych, ale bardzo ważnych. No i myśli sobie potem o tym i owym...

      Lubię ludzi, którzy swoimi słowami zmuszają mnie do myślenia :) W oczekiwaniu na następne inspiracje...
      B.

      Usuń