Niespodziewanie byłam u rodziców. Niespodziewanie trafił mi się wolny wieczór. Niespodziewanie wpadły mi w ręce moje zapiski sprzed 10 lat. Kilka zeszytów - czas, jak na dłoni... .Na dodatek utrwaliłam nie tylko własne myśli, ale też "korespondencję smsową". Świat widziany moimi oczami oraz ubrany w słowa innych osób. I przepadłam. Wpadłam głęboko w studnię tamtych czasów. Gdy miało się 20 lat.
(...)
To chyba nie był przypadek. Mój rocznik ('84) kończy w tym roku 30 lat. Nie doszukuję się magicznego przełomu, ale nie wierzę, że to zwykły etap. 30-stka jest wyjątkowa, bo dokonaliśmy już pewnych wyborów. Rozwój zawodowy, miejsce na ziemi, bliska relacja z kimś lub życie w pojedynkę, czasem dzieci. Już nie troszczą się o nas, to my troszczymy się o innych / o siebie. Wybraliśmy swój "kierunek" i mam wrażenie, że lada moment będziemy go chcieli zweryfikować. Bo niewątpliwie siedzimy już w pociągu, tylko nie zawsze wiemy, czy jedzie on we właściwym kierunku....
Z bliska oglądam rozwody bardzo młodych osób. Odczułam, co znaczy śmierć. Wiem już, że kryzys wiary może czaić się gdzieś blisko.Czasem zastanawiam się, czy to, co zbudowaliśmy, to domek z kart, czy dom na skale.
Nie, nie przemawia przeze mnie zwątpienie. To nie kryzys. Mam prawie 30 lat, jestem silna, szczęśliwa i każdego dnia z radością czerpię z tych "okazji", które przynosi mi mój czas. Miewam wątpliwości. Daleka jestem jednak od zwątpienia. Równie daleko mi od pewności. Proszę o pokorę, proste serce i dużo siły.
Ps. "Każdy twój wyrok przyjmę twardy. Przed mocą twoją się ukorzę..." - może Jacek Kaczmarski i "Modlitwa o wschodzie słońca" na dziś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz