Spędziliśmy trzy dni w szpitalu. Usuwanie migdałków. Zwykły zabieg, nie operacja nawet. A jednak: rozmowa z anestezjologiem, wenflon, telewizor na monety, zniecierpliwione pielęgniarki... I dziecko, które próbuje być dzielne, choć niewiele rozumiem. Przerażone bólem. Inne...
Właśnie: INNE. Ja też musiałam zmienić podejście. Kiedyś z niesmakiem patrzyłam na rodziców przesadnie delikatnych, zgadzających się na wszystko, stale odpuszczających. Teraz rozumiem, że przychodzi taki czas i nie da się inaczej.
Maciek jest nieswój, nadpobudliwy i drażliwy. Wszystko stanowi problem, od przełykania śliny po zasypianie. Jakby uczył się wszystkiego od nowa, jakby musiał na nowo utwierdzić się w przekonaniu, że da radę, że potrafi...
A mi nie pozostaje nic innego, jak cierpliwość i wyrozumiałość. Kolejna nauczka, żeby nie oceniać innych rodziców i ich podejścia. Ktoś, kto spojrzy na mojego (prawie) trzylatka radośnie zajadającego makaron, gdy on nagle zacznie marudzić, z pewnością nie zrozumie, mojej nadopiekuńczości. Nie domyśli się też, że ibuprofen właśnie przestał działać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz