23 cze 2015

Szpitalne refleksje

Spędziliśmy trzy dni w szpitalu. Usuwanie migdałków. Zwykły zabieg, nie operacja nawet. A jednak: rozmowa z anestezjologiem, wenflon, telewizor na monety, zniecierpliwione pielęgniarki... I dziecko, które próbuje być dzielne, choć niewiele rozumiem. Przerażone bólem. Inne...

Właśnie: INNE. Ja też musiałam zmienić podejście. Kiedyś z niesmakiem patrzyłam na rodziców przesadnie delikatnych, zgadzających się na wszystko, stale odpuszczających. Teraz rozumiem, że przychodzi taki czas i nie da się inaczej.

Maciek jest nieswój, nadpobudliwy i drażliwy. Wszystko stanowi problem, od przełykania śliny po zasypianie. Jakby uczył się wszystkiego od nowa, jakby musiał na nowo utwierdzić się w przekonaniu, że da radę, że potrafi...

A mi nie pozostaje nic innego, jak cierpliwość i wyrozumiałość. Kolejna nauczka, żeby nie oceniać innych rodziców i ich podejścia. Ktoś, kto spojrzy na mojego (prawie) trzylatka  radośnie zajadającego makaron, gdy on nagle zacznie marudzić, z pewnością nie zrozumie, mojej nadopiekuńczości. Nie domyśli się też, że ibuprofen właśnie przestał działać.

Zdjęcie z Chorwacji. Najlepiej oddaje nastrój ostatnich dni.
Czas taki niecodzienny, powolny.
Składający się z małych odłamków życia.
Minuty, które się dłużą.

Dużo spokojnych i niespokojnych chwil z Maćkiem,
stres przed powrotem do pracy (nie było mnie prawie miesiąc)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz