Maciek śpi w chuście, czuję jego ciepło i spokój. Mogę pisać. Dziś o gościach, odwiedzinach i spotkaniach.
Z racji tego, że karmię piersią, Maciek potrzebuje mnie stale, a dokładniej co 2-3 godziny. Oznacza to, że moje wyjścia z domu mogę trwać tylko tyle. Dodatkowo mogą się odbywać tylko wieczorem, gdy Darek jest w domu. Nie chcę tu wdawać się w dyskusję pt. "można dokarmiać sztucznie" lub "istnieją laktatory". Tak wybrałam i zostańmy przy dwóch godzinach. Powoduje to pewne komplikacje (nie wspominam np. o tym, że jeszcze długo nie prześpię całej nocy). Najbardziej brakuje mi chyba mobilności i spokojnych spotkań, gdy naprawdę ma się czas dla drugiego człowieka.
Pozostają więc spotkania u nas w domu...
A one są inne niż dawniej. Całą swoją uwagę muszę podzielić między osobę odwiedzającą a Maćka. Są takie godziny, że Maciek pochłania 70% mojej uwagi lub co gorsza cały czas płacze, co uniemożliwia rozmowę w ogóle. A może nie chodzi wcale o rozmowę, ale o Spotkanie...
Karmię (krępujące), przebieram i chociaż bym chciała, nie mogę podać domowego ciasta i kawy, co zawsze lubiłam robić. Pewnie ktoś powie, że nie chodzi o kawę, ale o to, żeby "zobaczyć dziecko". Jeszcze nie wiem, co się kryje w tych słowach. Jeszcze nie wiem, kto się odnajdzie w tej sytuacji. Kto zaakceptuje inność i zmiany w naszym życiu. Może dlatego tak się boje tych spotkań?
to ja obiecuje, że jak Was w końcu przyjadę odwiedzić przywiozę swoją szarlotkę i kawę też mogę w termosik czy ten tego ...
OdpowiedzUsuń:) A na poważnie, to jestem pewna, że każdy kto Was odwiedza to doskonale rozumie, że teraz pewne rzeczy się zmieniły i napewno nie o kawę i ciacho ludziom chodzi jak przychodzą a o Was i Maluszka :)
Kinia, podejrzewam, że nie każdy rozumie, jak wiele się zmienia. Przynajmniej ja swojego czasu nie rozumiałam. A teraz wiem...:-)
UsuńA ja wierzę jednak, że większość rozumie, a nawet jeśli nie to uda że rozumie :)
Usuńbuziaki
k.
ps. nie wiem czy bedziesz miała choć minutkę ale i tak zapraszam do zabawy - szczegóły u mnie
Hymm... W oglądaniu dziecka chodzi chyba o to, żeby powąchać ten specyficzny mały karczek, poczuć ciepło malutkiej dłoni zaciskającej się na twoich palcach i zobaczyć, że chociaż za oknem szaro-buro i nie ma się na nic czasu ni ochoty - tu rozwija się nowa cudowna istota :) Przynajmniej mnie o to chodzi jak już znajdę czas żeby odwiedzić kolejną koleżankę-matkę :) I jakoś nigdy nie zwróciłam uwagi, że na stole gościły jedynie słone paluszki i woda mineralna :D
OdpowiedzUsuńChcę wierzyć, że masz rację! Tylko co jeśli malutka istotka cały czas płacze?
UsuńTo ja upiekę ciasto i przychodzę. :) Tylko musisz dać znać kiedy... buziaki :)
OdpowiedzUsuńW takim razie widzimy sie niedługo. Może przyszły tydzień??? No chyba, że masz partyjke minibilarda ;-).
Usuńja ponad rok temu urodziłam bliźnięta - początkowo każdy przychodził, "żeby zobaczyć dzieci" - po tym odwiedziny się pokończyły - nie każdy potrafi zrozumieć, że nie jesteś już w stanie poświęcić mu 100% swojego czasu - ale to pozwala przesiać ludzi - ci co zostaną są prawdziwymi przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to miałam na myśli pisząc ten post. Przeczuwam, że nastąpi "przegrupowanie"... że nie każdemu będzie odpowiadał nasz nowy sposób życia i nie każdy zrozumie nasze piorytety... Ale tak jak piszesz, zostaną najwierniejsi:-)
OdpowiedzUsuń